Podstawowym błędem popełnianym przez twórców filmowych biografii jest kurczowe skupianie się na faktach, zamiast zainteresowanie się bohaterami. Tak jest i w przypadku "Goodbye Bafana". Film pieczołowicie relacjonuje kolejne ważne momenty w historii bohaterów, podając również daty i miejsca, byśmy nie mieli żadnych złudzeń, że film opowiada historię prawdziwą. W tym wszystkim ginie jednak ludzki duch, niesamowita, niezwykła historia Jamesa Gregory'ego, którego historia naprawdę warta jest opowiedzenia.
Gregory wychowany z dala o wielkiej polityki jako dziecko przyjaźnił się z czarnoskórymi chłopcami z pobliskiej wioski. Potem trafił do 'cywilizacji' i w szkole z internatem nauczył się nienawiści do czarnych mieszkańców RPA. Jego nowa wiara zostanie poddana wielkiemu wyzwaniu, kiedy zostaje przydzielony do więzienia, w którym przebywa Nelson Mandela.
Ta historia aż prosi się o sfilmowanie. Mógł z niej powstać wielki film o duchowym odrodzeniu i drugiej szansie. Niestety zostają tylko suche fakty okraszone prostą psychologizacją, by postaci nie wydawały się nudne.
Przy takim scenariuszu aktorzy nie wiele mogli pokazać. Jednak mimo wszystko zagrali bardzo dobrze i to głównie za sprawą Josepha Fiennesa, a nawet (o dziwo!) Diane Kruger ten film jest bardziej niż znośny. "Goodbye Bafana" nie jest tak zły, by nie mógł znaleźć swojej widowni, nawet u nas w Polsce. Dlatego też szkoda, że tylko w jednej kopii trafił do kin (a raczej do kina).
film warty obejrzenia ale spodziewałam sie czegoś hmm ciężko powiedzieć lepszego, ale napewno innego. W 100% zgadzam sie z torne
Spodziewałam się czegoś lepszego. Historia Mandeli przedstawiona zbyt powierzchownie, aktorstwo słabe, ani muzyka ani zdjęcia nie zapadają w pamięć. Taki sobie filmik - ani wybitnie dobry ani też doszczętnie zły.
Zgadzam się. Strasznie się rozczarowałam, byłam nastawiona na film poruszający, tak jak życie głównych bohaterów ale to wszystko było obdarte z jakichkolwiek uczuć. Nie potrafię ocenić tego filmu wg własnego kryterium dlatego nie wystawiam nic.
Mimo tego co napisał autor a pod czym się podpisuję uważam, że film warto obejrzeć. Mocny plus to gra aktorów na dosyć wysokim poziomie i ciekawa historia Nelsona Mandeli. Film potrafi zainteresować ale zdecydowanie dla dojrzalszego odbiorcy.
Film powstał za niewielkie nakłady i nie był firmowany przez wielkie amerykańskie wytwórnie. Mimo wszystko podaobał mi się. Nienawidzę rasizmu. Dobra gra aktorska. Jedynie Mandeli brakowało ekspresji. Wątpię by Nelson tak beznamiętnie przyjął wieść o aresztowaniu swojej żony a następnie śmierci syna. Widać wyrażnie że postać grana przez Fiennesa bardziej się tym przejęła niż sam Mandela. Poza tym gdy Nelson opowiada o swych ideach czyni to bez pasji i zaangażowania. Jak ktoś o tak małej haryzmie mógłby porwać tłumy. Nelson Mandela w RPA był kimś takim jak Martin Luther King w USA, a w Polsce swego czasu Lech Wałesa. Był bezkompromisowym człowiekiem z haryzmą i pasją. Kto wie może te 20 kilka lat w więzieniu aż tak go zmiękczyło. Film oczywiście polecam.
Zgadzam się co do filmowego Mandeli, mógł trochę bardziej się 'wczuc' w rolę, albo po prostu, wybrano nieodpowiedniego aktora. Brakowało mi dobrej muzyki, która z pewnością stworzyłaby odpowiedni 'klimat'. Mimo wszystko film jest bardzo dobry, zmusza do refleksji i zapada w pamięc, jak najbardziej polecam.
Przez cały film zastanawiałem się, dlaczego tak dobra historia, nie porywała mnie podczas oglądania. Po tej recenzji już wiem i musze się zgodzić.
jednak daję 7/10 - raczej ze względu na to, że dla mnie to całkiem nowa historia, ktorej jeszcze nie znalem, wiec do konca bylem ciekawy, jak Mandela stal sie wolnym czlowiekiem.