Świetne kino, mroczny dramat psychologiczny pokazujący samotność i beznadzieję ludzi mieszkających na australijskim odludziu. Piękne zdjęcia i muzyka. To fakt że film dołuje, ale warto dać się w to wciągnąć aby na koniec otrząsnąć się i ucieszyć ze nas to nie dotyczyło.
Samotność i beznadzieję? Chyba nie tak do końca. Raczej zamknięcie się na wszystko co nowe, inne, przybyłe z zewnątrz.
Hej ! , a gdzie Ty coś takiego zauważyłeś (aś) ? . Zamknięcie się nowe , przybyłe z zewnątrz. Mówisz o miejscowych którzy nie tolerowali tych przyjezdnych ?. Nie zrozumiałem.
Społeczność lokalna była antypatyczna. Nikt się nie przejął zaginięciem dzieciaków, a wręcz nikt nie chciał nawet o tym z nikim rozmawiać. Nikogo specjalnie nie obchodziło, że młoda , piętnastoletnia laska puszcza się z kim popadnie. Całą tą rodzinę traktowano z dystansem. Policjant, który sprawiał wrażenie przyzwoitego człowieka też okazał się dupkiem. Zresztą wszyscy bohaterowie jak dla mnie byli w tym filmie nienormalni. Dziwaki.
A tak. Masz rację. Nie wiem tylko dlaczego. W Australii w małych osadach ludzie są zawsze bardzo mili i gościnni. Może tu chodziło o złamanie stereotypu. Tak aby dać do myślenia i trochę przestraszyć obywateli. To społeczeństwo na filmie to jedna patologia.
No właśnie, patologia. Bardziej mi ta społeczność pasowała do jakiejś amerykańskiej prowincji, a nie do Australii. Nawet rdzenni mieszkańcy (babcia) byli jacyś jakby zastraszeni. Myślę, że to było jedno z założeń scenariusza, żeby wywołać taki ciężki klimat filmu, tylko dla mnie bardzo nienaturalne (założenie) i niczym nieuzasadnione. Zatem nie kupuję takich historii.